"Talent jest rzeczą pospolitą,
warunki zaś, w których mógłby się rozwijać
- rzeczą bardzo rzadką."
- Helwecjusz -
Tak sobie pomyślałam, że może przydałby się znów jakiś pościk o tym jak się dzieje decoupage’owamagia ;)
Tak się składa, że zrobiłam ostatnio słoiczki (które znacie już z mojego ostatniego candy) zatem fotorelację z tego wydarzenia niniejszym zapodaję.
A może kogoś mój dzisiejszy post zainspiruje do zdziałania czegoś podobnego własnoręcznie – a nuż z przeznaczeniem na prezent gwiazdkowy :)
Zatem wszystko zaczyna się od wybrania słoiczkowych suróweczek.
Właściwie każdy kawałek szkiełka jest tutaj dobry.. choć ja osobiście mam swoje ulubione ‘pokawowe’ egzemplarze. Rodzina i znajomi już wiedzą, że wszelkie niepotrzebne już ‘śmiecioszki’ podobnego pochodzenia kierujemy do mnie ;)
Jeśli zależy nam na trwałości, powierzchnię porządnie oczyszczamy przed nałożeniem nań jakiegokolwiek preparatu. Ja zaczęłam tutaj od farby o ponętnej barwie cyjanu. Suszymy.
Następnego dnia, w celu uzyskania spękań z rodzaju jednoskładnikowych, aplikujemy odpowiedni preparat.
Po osuszeniu stampuję pędzlem gąbkowym (jednym z moich ulubionych narządzi do pokrywania kolorem) warstwę farby w kontrastowym kolorze, która wysychając stworzy na powierzchni spękania.
Po tym etapie zwykle odczekuję dzień lub dwa – dając temu wszystkiemu czas na odnalezienie się w nowych warunkach ;)
Następnie można się już zabrać za kolejny etap czyli naklejanie wzorów. Zdecydowałam się tutaj akurat na motyw nieco holenderski, w kolorystyce biało niebieskiej.
Teraz już można zabrać się za zabezpieczenie naszego dzieła kilkoma warstwami lakieru. Ja tutaj akurat zdecydowałam się na wersję lakieru z połyskiem. Czego chyba na zdjęciu niestety nie widać...
Jeszcze 72 godzinki leżakowania w ciepłym i suchym miejscu i nasi bohaterowie są gotowi by ruszyć po przygody w daleki świat.
Tak więc tadaaaaam :) i gotowe.